
Nie mogliśmy się dziś opalać, ale za to przepłynęliśmy spory kawałek zatrzymując się w Porto di Toscolo. Po dzisiejszym dniu dostrzegliśmy ogrom jeziora, a ja poznaje jego zwyczaje wiatrowe. To dziwne ale przy brzegach starymie kręci. I nie są to ani rotory ani zawietrzne, gdyż występują po obu brzegach. Cieliśmy więc środkiem mijając kolejne miasteczka. Jesteśmy na tyle daleko że nie ma gór. Jest też wyraźnie ciepłej wieczorem. Brak spływu. Miasteczko najmniej turystyczne. Można tu kupić mleko prosto od krowy, ser domowej roboty, 'presutto', i oliwki z beczki. Skorzystalimy. Ah zapomniałem o wszędobylskim Limoncino. Podobno wizytówka Gardy. Teraz siedzimy w porcie oczekując na prognozy. Najlepiej te słoneczne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz