poniedziałek, kwietnia 25, 2011

Garda - W końcu na wodzie!


Dotarcie nad Gardę nie było łatwe. Znalezienie kempingu z wolnym noclegiem graniczy z cudem. Na szczęście mieliśmy wszystko wcześniej przygotowane i miło przywitała nas Francesca. Spaliśmy na półce skalnej gdzie mieściło się auto i łajba oraz dwa namioty uraczonych włoskim winem Angoli. :) prysznic i spać. Rano śniadanie i zaczęliśmy szukać slipu. Miejsca do wodowania łajby. Okazało się to dość trudne co może wydawać się dziwne na 55 kilometrowym jeziorze. Tu tylko dla gości hotelowych. Tu tylko łódki bezkabinowe, tu tylko dla surfingów. Tam proszę, ale za 20 e. W końcu pod samym nosem uprosiłem panią i łajba stanęła na wodzie. Wcześniej przyczepa ugrzęzła przy samym brzegu w drobnych kamyczkach. Mając na uwadze że na lądzie prawdziwe skorpiony, węże i inne dziwctwa widziane tylko na discovery, odbijamy od brzegu. Wiele niemiłosiernie. Terma po skałach ciągnie prawie wodę z jeziora za sobą. :) wiedziałem dziś jednego glajta! mnie oczywiście dopadła migrena taka prawdziwa :( więc resztę dnia spędziliśmy na bojce gdzieś przy brzegu. Teraz siedzimy na skale, pijemy piwko. Jest ciepło i spokojnie. Czuć wspaniałe zapachy ziół. Łajba spokojnie buja się na małych falach a w oddali widać migóczacę światła Limo sul garda i riva del garda co jest naszym jutrzejszym celem.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz