niedziela, maja 01, 2011

Deszcz i termy


Wczoraj rano w Gardzie wysuszyliśmy częściowo wszystkie rzeczy, które zmokły dnia poprzedniego, po to by kolejny jednominutowy deszcz zmoczył wszystko od nowa. W sztormiaku wysuszyliśmy do Sirmione. Jak się za chwilę okaże, był to wyśmienity wybór. Dzieliło nas 13 km jeziora. W czasie pokonywania tego dystansu, opalaliśmy się, ubieraliśmy w zimowe ubrania na zmianę kilka razy. W końcu pogoda się ustabilizowała i dopłynęliśmy zadowoleni do malowniczego zamku na długim półwyspie. Niestety port był po drugiej stronie. :( trzeba było znów stawiać żagle i halsując opłynąć półwysep. Do portu dopłynęliśmy w zupełnej flaucie, na silniku. Znasznięci, lekko już podsuszeni udaliśmy się do miasta w poszukiwaniu prysznica, campingu. Niestety tutaj standard nie spada poniżej 5 gwiazdek. Nic tu nie znajdziemy. :( i oto w takich sytuacjach los podaje pomocną dłoń. Bo powiedzcie czy spodziewalibyście się naturalnego jacuzzi na brzegu jeziora? Tak! Właśnie takie coś znaleźliśmy. Obudowany luźnymi kamieniami kawałek wybrzeża a w nim gorąca, pasująca i trochę śmierdząca woda. Kija osób korzystających w tym jeden polak, który wszystko nam wyjaśnił. Posłuchajcie... A Ciosy w szczególności. :) Monte Baldo to ponad 2 tysięcznik oddalony o kilkanaście kilometrów od Sirmione. Padająca na niego deszczówka powoli przez 25 lat przesiąka przez jego skały, mineralizuje się podgrzewa by tryskać z dna jeziora. Włosi podłączyli pod to źródło rurę i zbudowali piękne uzdrowisko. Cena za wstęp jednak zniechęca. Nadmiar ciśnienia jest uwalniany prosto do jeziora, gdzie ludzie zrobili sobie własną, publiczną łaźnię. :) miejsce tak nam się spodobało, że nie mogliśmy wyjść. Pod wieczór było tak gorąco, że trzeba było przenieść się w miejsce, gdzie gorąca woda miesza się z lodowatą, jeziorną. Moczyliśmy się 3 godz. Aż do 22.00 stąd brak posta wczoraj. :) pomarszczeni, wygrzani i zadowoleni zrobiliśmy na łajbe do spania. Woda naprawdę ma jakąś moc. Nie ściemniam. To że naprawdę fajnie się człowiek po niej czuje to jedno, ale Eli po jednym razie wyrazinie podleczyło chrostki na nogach i zniszczyło biżuterię. Srebro stało się czarne jak węgiel. Dziś było prane w paście do zębów. Pomogło. Poznamy w wodze pan z Maroka mieszkający w Wenecji, zaprosił nas w piątek na kuskus do swojego domu. :) teraz wybieramy się zwiedzić zamek bo jest tak fikuśny że można po nim pływać łajbą. :) wieczorem wypłyniemy na samo południe, by jutro udać się do Gardalandu. Dziś jest super pogoda. Ani jednej chmury, a żar leje się z nieba od rana. Do zobaczenia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz