środa, sierpnia 10, 2011

Port macierzysty ...

O godzinie 2:30 w nocy minęliśmy główki macierzystego portu w Barcelonie.
Z Majorki wypływaliśmy przy radiowych ostrzeżeniach o silnymwietrze (7 beuforta) i wysokich falach. Czekaliśmy na najlepszy moment, jednak nasz margines był bardzo mały ze względu na dzisiejszy, wieczorny lot do Poznania.

Byliśmy już zaprawieni w boju i mniej więcej wiedzieliśmy czego możemy się spodziewać. Jednak fale wielkości domów, które rozbijały się o skaliste brzegi Majorki robiły wrażenie na tych co na wachcie, oraz na tych którzy podpokładem, jak w pralce. Każda czynność była prawie niemożliwa. Nie można było się napić, nie można było się przemieszczać po łajbie bez nowego siniaka lub guza.

Im dalej na północ tym więcej ostrzeżeń, że za nami pogoda zmienia się na sztormową. Tymczasem nas dopadła flauta, a o silnym wietrze przypominala tylko malejąca martwa fala. Popołudniem prognozyuspokoiły się i mogliśmyrozegrać na pokładzie słonecznym partię "W tysiąca".
A potem jeszcze jedną...
... i jeszcze jedną.

Skaczące co chwila koło łajby ławice ryb, które nazwałem "Tunaki" towarzyszyły nam przez większość rejsu, ale żadna nie chciała skusić się na kolorowego woblera wesoło płynącego na żyłce za łajbą. Widziałem też latające ryby. Ławica małych rybek wyskoczyła znad wody a następnie poszybowała kilka metrów nad wodą jak waszki przez dobre 50 metrów.

Niestety nie będzie dalszych fotorelacji. Podczas sztormowania straciliśmy aparat :( i bardzo nam z tego powodu smutno. Mamy jednak nadzieję, że filmy Jacha uzupełnią tą medialną dziurę.

W imieniu Eli i swoim dziękuje Kapitanowi i załodze, za rejs, przygodę, zdobytą wiedzę i głupawkę, mile i mokro spędzony czas. :)

Ahoj !

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz