czwartek, sierpnia 11, 2011
środa, sierpnia 10, 2011
Port macierzysty ...
O godzinie 2:30 w nocy minęliśmy główki macierzystego portu w Barcelonie.
Z Majorki wypływaliśmy przy radiowych ostrzeżeniach o silnymwietrze (7 beuforta) i wysokich falach. Czekaliśmy na najlepszy moment, jednak nasz margines był bardzo mały ze względu na dzisiejszy, wieczorny lot do Poznania.
Byliśmy już zaprawieni w boju i mniej więcej wiedzieliśmy czego możemy się spodziewać. Jednak fale wielkości domów, które rozbijały się o skaliste brzegi Majorki robiły wrażenie na tych co na wachcie, oraz na tych którzy podpokładem, jak w pralce. Każda czynność była prawie niemożliwa. Nie można było się napić, nie można było się przemieszczać po łajbie bez nowego siniaka lub guza.
Im dalej na północ tym więcej ostrzeżeń, że za nami pogoda zmienia się na sztormową. Tymczasem nas dopadła flauta, a o silnym wietrze przypominala tylko malejąca martwa fala. Popołudniem prognozyuspokoiły się i mogliśmyrozegrać na pokładzie słonecznym partię "W tysiąca".
A potem jeszcze jedną...
... i jeszcze jedną.
Skaczące co chwila koło łajby ławice ryb, które nazwałem "Tunaki" towarzyszyły nam przez większość rejsu, ale żadna nie chciała skusić się na kolorowego woblera wesoło płynącego na żyłce za łajbą. Widziałem też latające ryby. Ławica małych rybek wyskoczyła znad wody a następnie poszybowała kilka metrów nad wodą jak waszki przez dobre 50 metrów.
Niestety nie będzie dalszych fotorelacji. Podczas sztormowania straciliśmy aparat :( i bardzo nam z tego powodu smutno. Mamy jednak nadzieję, że filmy Jacha uzupełnią tą medialną dziurę.
W imieniu Eli i swoim dziękuje Kapitanowi i załodze, za rejs, przygodę, zdobytą wiedzę i głupawkę, mile i mokro spędzony czas. :)
Ahoj !
niedziela, sierpnia 07, 2011
Alcudia znowu
Znowu jesteśmy w Alcudii, tym razem po magicznym nocnym żeglowaniu. Dziś trochę tu polataliśmy, jutro spróbujemy też. Królem jak zwykle PlutoPilot ;)
Trochę już jesteśmy rozmiękczeni upałem, piwami i atmosferą. Obok huczy grecka knajpa, a chłopaki zgrywają traki.
Szykujemy się do ostatniego skoku do Barcy. Prognozy nie są zbyt pomyślne: ma wiać mocna 5tka ze wschodu i nieco zagarnie nas wysoka fala z mistrala z Zat. Lwa. Jesteśmy nastawieni na jednorazowe szarpnięcie i po 24h może być po wszystkim. Dzisiejsze posiłki raczej wylecą górą ;)
Jachu
A terazidziemy na frutti di mare...
Karol
wtorek, sierpnia 02, 2011
dyndając na kotwie c.d.
To piszę ja - yach.
Karol mnie zagonił.
Sytuacja wygląda dosyć mizernie.
Wszystko się zaczęło od pogody, która również w tej części Europy jest paskudna. Najstarsi tutejsi żeglarze nie pamiętają takiego lipca.
Pogoda uniemożliwiła nam ze względów zdroworozsądkowych przeskok na Sardynię i Korsykę, gdzie liczyliśmy na poważne możliwości polatania. Siłą rzeczy musieliśmy sie ograniczyć do Majorki, gdzie odwiedziliśmy jedną porządną miejscówkę. Poza nią miałem plan awaryjny, by zaimprowizować coś na jakimś klifie albo pagórze.
Niestety wtedy przyszedł najpoważniejszy problem z jakim przyszło nam się zmierzyć mianowicie poważna awaria silnika. Mamy jeszcze zapasowy, przyczepny, ale nie nadaje się on do poważnych manewrów i długich przeskoków, poza tym rychło również zaczął szwankować.
To był pierwszy raz, gdy meldowałem przez radio "engine failure"...
Łącznie 2 dni szarpania się ze starym dieslem, bezsensownie zabudowanym tuż nad zęzą, nie przyniosły rezultatu. Wiemy już wszystko na temat popychaczy i regulacji zaworów w starych Renault marynistycznych. W zasadzie moglibyśmy tu zostać i otworzyć z Karolem mały warsztat naprawczy...
Poza silnikiem reszta łódki też się nieco rozłazi, wszystko tu poklejone taśmą, skręcone drutem i związane sznurkiem.
Niemniej wierzę cały czas, że taka metoda wyprawowania ma sens, tj. używanie jachtu do przemieszczania między lataniem i wspinaniem oraz fajny jachting sam w sobie. Bogatsi o doświadczenia planuję w przyszłym roku podobny trip, tym razem większą łódką, lepiej wyposażoną i lepszej jakości. Dziś rozpocząłem robienie przygotowawczych notatek do tego wypadu ;)
Dzisiaj cały dzień czekaliśmy na kotwie, aż falowanie nieco osłabnie, by bezpiecznie wyjść z portu. Od jutra jeszcze ze 2 dni na południe, aż do Punta Salinas i legendarnej drogi wspinaczkowej DWS Chrisa Sharmy na wielkim łuku. Potem rozpoczynamy procedury powrotne do przeskoku do Barcelony. 8 sierpnia w tym rejonie spodziewany jest jest sztorm, którego nasza łupinka prawie na pewno nie przetrzyma, do tego czasu chciałbym już pić sangrię w porcie.
W zasadzie nie wiem po co to piszę i tak nikt tego nie czyta ;)
Dobrze, że chociaż ciepło jest ;)
Pozdrawiamy całą bandą:
yach, Michał, Karol&Ela
PEES: a jak ktoś ma fb to tutaj mała próbka: http://www.facebook.com/video/video.php?v=10150272881969483&comments&ref=notif¬if_t=video_comment
Subskrybuj:
Posty (Atom)