poniedziałek, września 12, 2011

dzień #2

Po wczorajszym mega dniu dziś mogło być tylko… gorzej. Prognozy niby podobne, wiec była nadzieja na powtórkę z rozrywki. Już poprzedniego dnia ustawiłem się na transport na Stol. Po wyjściu z namiotu „szok” – jakby to powiedział Karol: pełne zamglenie, nieba nie widać. Ekipa z Polski zapewnia, że tutaj jest tak codziennie i że się podniesie… O 10:00 melduję się na parkingu koło Bar Teja. Jedna ekipa wjechała na Stol już o 9:00. Meldują pełne zachmurzenie i do 10m/s z W. Szybka decyzja – busy ruszają na Kobale. Mgła się podnosi, ale nieba nadal nie widać. Tak czy siak nie ma odwrotu. Na startowisku wiaterek ładnie podaje z SW. Wszyscy czekają. Z każdą chwilą coraz częściej widać niebieskie niebo. Pierwsze zające odpalają. Póki co głównie zloty; nielicznym udaje się utrzymać na żaglu. W końcu i ja startuje i… przez 1:20h kręcę się wokół Kobali jak na dobrym polskim krawężniku J Z góry widzę, że dojechała ekipa z PL. Odpalają. W powietrzu nadal bez rewelacji. Za to chmury rosną mocno w górę… W końcu łapie mocny komin i wyjeżdżam „w chmurę” – 350m nad start – mam dosyć kręcenia się w miejscu więc odpalam na W. Konkretnych noszeń brak – to raczej chmury ssą wściekle co jakiś czas. Coraz mocniej wieje z W. Nic przyjemnego - nie podoba mi się to. Dolatuję do połowy grani w stronę Kobaridu i zawracam w stronę campu. Bujam się bez planu, w końcu odpuszczam i ląduję na campie. Skwar niesamowity. Podsumowując: dzień bez historii, mocna odchyłka z W, nikt specjalnie nie polatał. „Zwycięzcą” dnia została Iza, która machnęła 70km na rowerze po fajnej trasie pod Stolem. Jutro ma padać – jedziemy do jaskini i nad morze J

1 komentarz: