12.02 mieliśmy briefing z miejscowym instruktorem - Fabio- który świetnie lata przelotowo. Jak to pierwszego dnia bywa zaliczyliśmy lot
Większość 13.02 była niestety pochmurna, więc wykonaliśmy lot w okolicach góry.
W końcu dnia 14.02 cała grupa zaliczyła pierwsze przeloty. Podstawa na ponad 2000m z przepięknymi Cu. Maro wykonał najdłuższy przelot ~90km. Mi też się udało, niestety tylko 15km. Wykręciłam chmurę nad górka, dałam belkę i leciałam przed siebie. Niestety padłam na 2. przeskoku, zasłoniła mnie chmu
inne zwierzęta. Na moim nie było żadnego J Po 10 min od lądowania kierowca był na miejscu i pomógł mi złożyć glajta. Potem wzdłuż głównej drogi jechaliśmy po innych ko
legów z naszej grupy. Trwało to długo - bo długo lecieli. Dopiero o 21 byliśmy w hotelu. A wieczorem po ciężkim dniu trzeba było zjeść smaczne brazylijskie jedzonko, napić się piwka i carpirinii.
Dnia 15.02 znów przepiekana pogoda. Podstawa na ok 2200 m, tylko tym razem wschodni wiatr. Większość szybko się wykręciła. Ja mocno się męczyłam, żeby zrobić sufit. Kiedy w końcu się udało, nie było już nikogo, więc poleciałam sama. Udało mi się zrobić 36km, mimo tego, że dużo za późno poleciałam na przelot. Tak czy siak jestem bardzo zadowolona (rekord życiowy!). Fajne noszenia ok. 2-3m/s. Mieliśmy lecieć wzdłuż drogi, ale wschodni wiatr mocno to utrudniał - przynajmniej mi. W końcu udało mi się dolecieć w okolice miasta. Wylądowałam niedaleko gospodarstwa. Modliłam się, żeby byli mieszkańcy. Szczęście mnie nie opuszczało – byli - oczywiście nikt tu w Brazylii nie mówi po angielsku, więc trzeba było się dogadać po portugalsku - udało się bez problemu. Gospodarz podwiózł mnie do miasta swoja ekstra bryka. Wysadził mnie koło lodziarni cały zadowolony, że mógł mi pomoc. Oczywiście nie chciał żadnych pieniędzy i jeszcze kupił mi lody w nagrodę za fajny lot J Potem siedziałam sobie w cieniu próbując rozmawiać z lokalesami którzy zeszli się tłumnie mnie zobaczyć. Po 45min przyjechali po mnie grupa i pojechaliśmy do hotelu. Dojechaliśmy znów strasznie późno. Tego dnia byliśmy zaproszeni na grilla do dziewczyny, Brazylijki która poznał jeden chłopak z naszej grupy. Znów były pyszne brazylijskie dania, mięso z grilla, i oczywiście carpirinia.
Dzień 16.02 był niestety dla mnie niepomyślny. Byłam już strasznie zmęczona tym szybkim tempem, przelotem z dnia poprzedniego i imprezowaniem. Nie dałam rady się wykręcić, więc wylądowałam i kierowca odwiózł mnie do hotelu, gdzie odpoczywałam. Ten dzień zaczął się nawet pochmurnie i zdziwiło nas, gdy koło południa zrobiły się piękne cumulusy. Chłopaki z grupy zrobili długie przeloty.
Dzień 17.02 - pojechaliśmy jak zawsze z rana - ok 11 J na górkę. Znów pochmurnie i niestety złapał nas deszcz. W końcu postanowiliśmy nie czekać i zjechać do hotelu. Dzięki czemu, w końcu znalazłam czas na napisanie relacji :)))))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz