W pierwszy weekend marca pogoda zawiodła. Dla mnie OK - akurat musiałem pracować. Głód latania jednak wielki. Wszelkie prognozy dawały nadzieję na wtorek, na Srebrną Górę. Wiatr NE, 5 m/s, czyste niebo, ~0*C. W pracy wolne, trzeba było tylko znaleźć towarzyszy. Isiu bierze urlop. Karol, który kilka dni wcześniej odebrał nowego Mentora, odwołuje kurs tańca i dołącza do nas. Rubinowy w ostatniej chwili rezygnuje - jedziemy w 3kę. Z Poznania rusza jeszcze Łukasz z 3ma kolegami. Na trasie sprawdzam po raz kolejny ICM - siła słabnie, niepewność wzrasta. Po drodze nic nie wieje. "Ale to Srebrna, magiczna górka, musi być dobrze" - myślę.
Na miejsce docieramy przed 11:00. Tu już trochę lepiej - górka zbiera wszelkie podmuchy z okolicy. Jednak nadal słabo. Wiatromierz pokazuję ok 3m/s na uśredniaczu. Co chwilę przechodzą jednak silniejsze podmuchy - czyżby terma? Nie po to jechaliśmy te 240km, żeby stać - szpeimy się z nadzieją na coś więcej niż zlot. Z obawy o stan startowiska zabrałem 6kę. Wszędzie jednak sucho (na lądowisku również), trochę śniegu zalega jeszcze w lesie.
Co jakiśczas trafiamy na mocniejsze noszenia, które można zakręcić - to już pewne - terma pracuje. Bujamy się tak z Karolem ponad godzinkę. Isiu siada trochę wcześniej, po rzuceniu się na pierwszy punkt nowego zadania PPSG. Łapy marzną, ale nie odpuszczamy i we dwójkę zapuszczamy się najpierw nad twierdzę, a potem coraz dalej na północ. Mi udaje się zahaczyć pierwszy punkt, pierwszego zadania PPSG i wrócić nad start. Tam decydujemy się polecieć na 2. punkt. Przeskok jednak nas spłukuję i kończymy pod górką. Wiatr siadł zupełnie. Kolejni zawodnicy odpalają tylko po to, by za chwilę wylądować. Pakuję się i prawie cieszę na rozgrzewający spacerek pod górkę.
Na starcie niemal cisza. Czekamy wiedząc, że Srebrna zawsze działa po południu. Po 14:00 odpalamy po raz drugi. Isiu i Karol bujają się swobodnie. Ja dwa razy zaliczam przymusowy top-landing. Po jednym z nich mocuję się dobre 15 minut z krzakiem róży (dobrze, że zabrałem 6kę ;). Chłopaki lądują, a ja odpalam po raz ostatni, bez większych nadziei. Na starcie zostały już tylko 3 osoby, reszta się zwija. Wygrzebuję resztki koncentracji i... latam nad górką ponad godzinę :) Jest ciepło, widoczki w zachodzącym słońcu przednie. Tylko "z nudów" ląduję.
Obiad w Górskiej Perle. Kilka "nie chwaląc się" telefonów i ruszamy do Poznania.
Srebrna Górka znów pozwoliła udanie zacząć sezon.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz